Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapiski z koronawirusa. Relacja naszego mieszkańca zakażonego COVID-19 ze szpitala zakaźnego na Szwajcarskiej

Agnieszka Świderska
Był jedną z pierwszych osób z naszego regionu, u których wykryto koronawirusa. Jak wyglądały pierwsze dni walki z chorobą? Czy musiał walczyć również z systemem? Tak wygląda jego relacja ze szpitalnego łóżka w poznańskim szpitalu zakaźnym na Szwajcarskiej.
Pierwsze objawy pojawiły się w poniedziałek, 16 marca, wieczorem - rozbicie jak przy grypie, ból stawów i mięśni oraz początki gorączki. Postanowiłem zbić temperaturę paracetamolem i zobaczyć do rana czy mi przejdzie złe samopoczucie. Następnego dnia objawy były umiarkowane, jednak popołudniu temperatura przekroczyło 38,5 stopnia, pojawił się ból gardła i suchy kaszel. O godzinie 21.00 skontaktowałem się telefonicznie z Sanepidem w Czarnkowie. Dodzwoniłem się bez problemów. Pani z Sanepidu przeprowadziła ze mną wywiad podstawowy: objawy, potencjalne kontakty z kimś zarażonym.

Po zebraniu informacji o objawach oraz potencjalny kontakt z zarażoną osobą (3 marca miałem kontakt z osobą bez objawów, która wróciła z Włoch) Sanepid zalecił, abym zgłosił się jeszcze tego samego wieczoru w Szpitalu Zakaźnym na ul. Szwajcarskiej 3 w Poznaniu. Pani z Sanepidu pytała mnie dwukrotnie czy mogę sam dojechać czy mają wysłać po mnie karetkę z zabezpieczeniem. Znając swoje możliwości i samopoczucie (temperaturę zdążyłem zbić paracetamolem) postanowiłem pojechać własnym transportem, aby nie blokować karetki dla bardziej potrzebujących.

Podczas podróży z Czarnkowa do Poznania wrzuciłem za przednią szybę samochodu kartkę z informacją "Uwaga. Jadę na badania diagnostyczne COVID-19. Trasa Czarnków 21.30 - Oborniki - Poznań 23.00 ul. Szwajcarska 3. ICE: numer telefonu mojej żony". Kartkę wrzuciłem jako informację dla ratowników gdybym z jakiegoś powodu miał wypadek po drodze


Na szczęście, podróż przebiegła bez problemów. Po dojechaniu do szpitala skierowano mnie do osobnego pawilonu gdzie poproszono mnie o założenie maseczki, dezynfekcje rąk - wszystko było przygotowane, oraz wypełnienie krótkiego formularza wywiadu zdrowotnego. Po wypełnieniu formularza - pytania identyczne jak w sanepidzie - zostałem zaprowadzony ścieżką na zewnątrz szpitala do izolatki na badanie z udziałem lekarza. Lekarz pojawił się w ciągu 20 minut i przeprowadził ze mną szczegółowy wywiad dotyczący potencjalnego kontaktu z osobą zakażoną, przebytych chorób, chorób przewlekłych i bieżącego samopoczucia. Następnie zmierzył temperaturę i saturacje krwi oraz osłuchał serce i płuca sprawdził gardło, pobrał wymaz z nosa do badań na COVID-19 oraz skierował na prześwietlenie rentgenowskie. W międzyczasie pielęgniarka pobrała mi krew do badań. Wszystko razem zajęło nam do godziny 1. w nocy. zarówno lekarz jak i pielęgniarka byli w strojach zabezpieczających (lekarz nie miał skafandra tylko jednorazowy fartuch, maskę i przyłbicę z plexi).

Od godziny 1.00 do godziny 4.30 czekałem na wyniki badań podstawowych mając do dyspozycji izolatkę z łóżkiem, na którym mogłem się zdrzemnąć. Dostałem również propozycję posiłku oraz kilka razy donoszono mi wodę mineralną. Słowem czułem się w pełni zaopiekowany.

O godzinie 4:30 dostałem informację z wyników prześwietlenia oraz badania krwi - wyniki były w normie (kreatynina, aspat, alat, prześwietlenie płuc, osłuchowo ok, praca serca w normie).
Na wyniki COVID-19 miałem czekać około dwa-trzy dni. Lekarz poinformował mnie o bezwzględnej kwarantannie do otrzymania wyników. Po Czarnkowa wróciłem własnym transportem


W środę z samego rana Sanepid Czarnków skontaktował się ze mną informując, że podlegam kwarantannie na mocy decyzji urzędowej. Ponieważ mieszkam z żoną i dwójką dzieci zapytałem czy oni również mają urzędową kwarantannę, dostałem informację, że Sanepid zaleca im również pozostanie w domu, lecz nie ma to charakteru formalnego. Żona była zmuszona była wziąć urlop, ponieważ w tym czasie nie było jeszcze rozwiązania, które funkcjonuje teraz. Sanepid nie mógł jej dać zaświadczenia o kwarantannie, bo nie była na badaniach i nie miała symptomów, a lekarz rodzinny nie mógł dać jej L4, ponieważ nie była na nic chora. Więc pozostał urlop.

W środę i czwartek mieliśmy jeszcze kilka dodatkowych telefonów z sanepidu, dotyczących zbierania danych z kim się widziałem w ciągu ostatnich 14 dni, gdzie pracuje itd. oraz telefon z czarnkowskiego MOPS z pytaniem czy czegoś nie potrzebujemy (zakupy, posiłki itd) Pojawił się również codzienny kontakt z dzielnicowym sprawdzającym czy przebywam na kwarantannie.

W piątek, 20 marca, o godzinie 8.30 dostałem telefon ze Szpitala Zakaźnego z Poznania z informacją o pozytywnym wyników testów na COVID-19
Lekarz prowadzący (ten sam który mnie badał z wtorku na środę) poinformował mnie o konieczności hospitalizacji ze względu na ryzyko chorób współtowarzyszących. W ciągu kilku godzin miał przyjechać po mnie transport medyczny. I faktycznie po paru godzinach pojawiła się karetka z dwójką ratowników w kombinezonach, maskach i goglach. Przed wyjściem z domu zostałem poproszony o założenie maski i rękawiczek (dostałem je od załogi karetki). I na sygnale zostałem przewieziony do szpitala na Szwajcarskiej 3. Po przyjechaniu do szpitala ratownicy zdezynfekowali karetkę od środka nie żałując środków dezynfekujących, a osoba ze szpitala zdezynfekowała karetkę z zewnątrz. Ja w tym czasie mogłem poruszać się tylko po ściśle wyznaczonej strefie.

Ratownicy wprowadzili mnie do mojej izolatki (wejścia do izolatek są z zewnątrz szpitala - jak do normalnego mieszkania), następnie przeszli do śluzy gdzie zdjęli stroje ochronne, zdezynfekowali się i przeszli do szpitala. W ogóle ruch w szpitalu jest tak zorganizowany, że osoby z zakażeniem nie opuszczają swojego pokoju, cały ruch wewnętrzny szpitala odbywa się przez śluzę.

Po przyjęciu do szpitala miałem ponownie pobraną krew do badań i około cztery razy dziennie mierzoną temperaturę i saturację krwi. Dodatkowo raz dziennie jest kontakt z lekarzem - osłuchanie płuc, rozmowa o objawach.

Od piątku, 20 marca, do objawów doszła utrata smaku i węchu - zupełna oraz delikatna trudność z oddychaniem (nie wymagała żadnego wspomagania). Od poniedziałku, 23 marca, ustąpiły objawy grypy. Od środy, 25 marca, ustąpił ból głowy i kaszel, zaczął powracać smak i węch. Codziennie jest trochę lepiej. Zniknęła duszność. Od piątku, 20 marca, do teraz nie pojawiła się już wysoka temperatura


W tym czasie moja rodzina była objęta kwarantanną. Sanepid codziennie dzwonił do żony z pytaniem o samopoczucie jej i dzieci. W poniedziałek, 23 marca, przyjechała do nich karetka z Wągrowca z technikami do pobrania wymazów. Na wyniki czekali dwa, trzy dni i wyszło, że żona i córka mają wynik ujemny, a syn dodatni. Ponieważ syn przechodzi bezobjawowo pozostawiono go w domu. Wynik negatywny można interpretować jako brak zarażenia lub już przebytą chorobę. Niestety, dopiero pojawiają się testy kasetkowe na współczynnik YYg - czyli obecność przeciwciał po przebytej chorobie, więc nie wiadomo jak jest naprawdę.

Co do mojego aktualnego stanu zdrowia. Objawy zniknęły prawie zupełnie. Smak i węch jeszcze powracają. Zniknęło również uczucie przewlekłego zmęczenia. W 14. dniu od ostrych objawów mam mieć ponownie robiony wymaz na obecność materiały genetycznego wirusa. Jeśli będzie negatywny wracam do domu.

System nie jest w żadnym razie doskonały, lecz jeśli zachowamy spokój i zdrowy rozsądek i umiarkowane oczekiwania w tej trudnej sytuacji to wszystko przebiega płynnie i bez zagrożenia dla osób trzecich. Nikt nie jest gotowy na olbrzymią skalę lub pojawienie się 100 osób na badania, bo źle się czują


Słyszę różne głosy z kraju jak wygląda współpraca między sanepidem a szpitalami zakaźnymi. Na własnej skórze doświadczyłem tylko dużego profesjonalizmu od Sanepidu w Czarnkowie oraz szpitala zakaźnego w Poznaniu. Było w tym trochę chaosu, lecz rozumiem ich sytuację - nie mają doświadczenia, więc co chwilę coś się przypomina lub dochodzi nowa sprawozdawczość. Jednak pomimo niedociągnięć i dziur w systemie wiedziałem co i kiedy mam robić, moja rodzina była i jest zaopiekowana przez MOPS i Sanepid - jeśli by takiej pomocy potrzebowali w Czarnkowie działa to prawie wzorowo. Nie musiałem nikogo przekonywać, aby mieć zrobione testy. Wystarczyło, że mówiłem prawdę. Szpital na Szwajcarskiej zrobił na mnie wrażenie od pierwszego kontaktu jako bardzo dobrze i profesjonalnie przygotowanego, choć pełnego ludzi bardzo przemęczonych pracą.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto