Pierwsze objawy pojawiły się w poniedziałek, 16 marca, wieczorem - rozbicie jak przy grypie, ból stawów i mięśni oraz początki gorączki. Postanowiłem zbić temperaturę paracetamolem i zobaczyć do rana czy mi przejdzie złe samopoczucie. Następnego dnia objawy były umiarkowane, jednak popołudniu temperatura przekroczyło 38,5 stopnia, pojawił się ból gardła i suchy kaszel. O godzinie 21.00 skontaktowałem się telefonicznie z Sanepidem w Czarnkowie. Dodzwoniłem się bez problemów. Pani z Sanepidu przeprowadziła ze mną wywiad podstawowy: objawy, potencjalne kontakty z kimś zarażonym.
Po zebraniu informacji o objawach oraz potencjalny kontakt z zarażoną osobą (3 marca miałem kontakt z osobą bez objawów, która wróciła z Włoch) Sanepid zalecił, abym zgłosił się jeszcze tego samego wieczoru w Szpitalu Zakaźnym na ul. Szwajcarskiej 3 w Poznaniu. Pani z Sanepidu pytała mnie dwukrotnie czy mogę sam dojechać czy mają wysłać po mnie karetkę z zabezpieczeniem. Znając swoje możliwości i samopoczucie (temperaturę zdążyłem zbić paracetamolem) postanowiłem pojechać własnym transportem, aby nie blokować karetki dla bardziej potrzebujących.
Na szczęście, podróż przebiegła bez problemów. Po dojechaniu do szpitala skierowano mnie do osobnego pawilonu gdzie poproszono mnie o założenie maseczki, dezynfekcje rąk - wszystko było przygotowane, oraz wypełnienie krótkiego formularza wywiadu zdrowotnego. Po wypełnieniu formularza - pytania identyczne jak w sanepidzie - zostałem zaprowadzony ścieżką na zewnątrz szpitala do izolatki na badanie z udziałem lekarza. Lekarz pojawił się w ciągu 20 minut i przeprowadził ze mną szczegółowy wywiad dotyczący potencjalnego kontaktu z osobą zakażoną, przebytych chorób, chorób przewlekłych i bieżącego samopoczucia. Następnie zmierzył temperaturę i saturacje krwi oraz osłuchał serce i płuca sprawdził gardło, pobrał wymaz z nosa do badań na COVID-19 oraz skierował na prześwietlenie rentgenowskie. W międzyczasie pielęgniarka pobrała mi krew do badań. Wszystko razem zajęło nam do godziny 1. w nocy. zarówno lekarz jak i pielęgniarka byli w strojach zabezpieczających (lekarz nie miał skafandra tylko jednorazowy fartuch, maskę i przyłbicę z plexi).
Od godziny 1.00 do godziny 4.30 czekałem na wyniki badań podstawowych mając do dyspozycji izolatkę z łóżkiem, na którym mogłem się zdrzemnąć. Dostałem również propozycję posiłku oraz kilka razy donoszono mi wodę mineralną. Słowem czułem się w pełni zaopiekowany.
O godzinie 4:30 dostałem informację z wyników prześwietlenia oraz badania krwi - wyniki były w normie (kreatynina, aspat, alat, prześwietlenie płuc, osłuchowo ok, praca serca w normie).
W środę z samego rana Sanepid Czarnków skontaktował się ze mną informując, że podlegam kwarantannie na mocy decyzji urzędowej. Ponieważ mieszkam z żoną i dwójką dzieci zapytałem czy oni również mają urzędową kwarantannę, dostałem informację, że Sanepid zaleca im również pozostanie w domu, lecz nie ma to charakteru formalnego. Żona była zmuszona była wziąć urlop, ponieważ w tym czasie nie było jeszcze rozwiązania, które funkcjonuje teraz. Sanepid nie mógł jej dać zaświadczenia o kwarantannie, bo nie była na badaniach i nie miała symptomów, a lekarz rodzinny nie mógł dać jej L4, ponieważ nie była na nic chora. Więc pozostał urlop.
W środę i czwartek mieliśmy jeszcze kilka dodatkowych telefonów z sanepidu, dotyczących zbierania danych z kim się widziałem w ciągu ostatnich 14 dni, gdzie pracuje itd. oraz telefon z czarnkowskiego MOPS z pytaniem czy czegoś nie potrzebujemy (zakupy, posiłki itd) Pojawił się również codzienny kontakt z dzielnicowym sprawdzającym czy przebywam na kwarantannie.
Ratownicy wprowadzili mnie do mojej izolatki (wejścia do izolatek są z zewnątrz szpitala - jak do normalnego mieszkania), następnie przeszli do śluzy gdzie zdjęli stroje ochronne, zdezynfekowali się i przeszli do szpitala. W ogóle ruch w szpitalu jest tak zorganizowany, że osoby z zakażeniem nie opuszczają swojego pokoju, cały ruch wewnętrzny szpitala odbywa się przez śluzę.
Po przyjęciu do szpitala miałem ponownie pobraną krew do badań i około cztery razy dziennie mierzoną temperaturę i saturację krwi. Dodatkowo raz dziennie jest kontakt z lekarzem - osłuchanie płuc, rozmowa o objawach.
W tym czasie moja rodzina była objęta kwarantanną. Sanepid codziennie dzwonił do żony z pytaniem o samopoczucie jej i dzieci. W poniedziałek, 23 marca, przyjechała do nich karetka z Wągrowca z technikami do pobrania wymazów. Na wyniki czekali dwa, trzy dni i wyszło, że żona i córka mają wynik ujemny, a syn dodatni. Ponieważ syn przechodzi bezobjawowo pozostawiono go w domu. Wynik negatywny można interpretować jako brak zarażenia lub już przebytą chorobę. Niestety, dopiero pojawiają się testy kasetkowe na współczynnik YYg - czyli obecność przeciwciał po przebytej chorobie, więc nie wiadomo jak jest naprawdę.
Co do mojego aktualnego stanu zdrowia. Objawy zniknęły prawie zupełnie. Smak i węch jeszcze powracają. Zniknęło również uczucie przewlekłego zmęczenia. W 14. dniu od ostrych objawów mam mieć ponownie robiony wymaz na obecność materiały genetycznego wirusa. Jeśli będzie negatywny wracam do domu.
Słyszę różne głosy z kraju jak wygląda współpraca między sanepidem a szpitalami zakaźnymi. Na własnej skórze doświadczyłem tylko dużego profesjonalizmu od Sanepidu w Czarnkowie oraz szpitala zakaźnego w Poznaniu. Było w tym trochę chaosu, lecz rozumiem ich sytuację - nie mają doświadczenia, więc co chwilę coś się przypomina lub dochodzi nowa sprawozdawczość. Jednak pomimo niedociągnięć i dziur w systemie wiedziałem co i kiedy mam robić, moja rodzina była i jest zaopiekowana przez MOPS i Sanepid - jeśli by takiej pomocy potrzebowali w Czarnkowie działa to prawie wzorowo. Nie musiałem nikogo przekonywać, aby mieć zrobione testy. Wystarczyło, że mówiłem prawdę. Szpital na Szwajcarskiej zrobił na mnie wrażenie od pierwszego kontaktu jako bardzo dobrze i profesjonalnie przygotowanego, choć pełnego ludzi bardzo przemęczonych pracą.
Po zebraniu informacji o objawach oraz potencjalny kontakt z zarażoną osobą (3 marca miałem kontakt z osobą bez objawów, która wróciła z Włoch) Sanepid zalecił, abym zgłosił się jeszcze tego samego wieczoru w Szpitalu Zakaźnym na ul. Szwajcarskiej 3 w Poznaniu. Pani z Sanepidu pytała mnie dwukrotnie czy mogę sam dojechać czy mają wysłać po mnie karetkę z zabezpieczeniem. Znając swoje możliwości i samopoczucie (temperaturę zdążyłem zbić paracetamolem) postanowiłem pojechać własnym transportem, aby nie blokować karetki dla bardziej potrzebujących.
Podczas podróży z Czarnkowa do Poznania wrzuciłem za przednią szybę samochodu kartkę z informacją "Uwaga. Jadę na badania diagnostyczne COVID-19. Trasa Czarnków 21.30 - Oborniki - Poznań 23.00 ul. Szwajcarska 3. ICE: numer telefonu mojej żony". Kartkę wrzuciłem jako informację dla ratowników gdybym z jakiegoś powodu miał wypadek po drodze
Na szczęście, podróż przebiegła bez problemów. Po dojechaniu do szpitala skierowano mnie do osobnego pawilonu gdzie poproszono mnie o założenie maseczki, dezynfekcje rąk - wszystko było przygotowane, oraz wypełnienie krótkiego formularza wywiadu zdrowotnego. Po wypełnieniu formularza - pytania identyczne jak w sanepidzie - zostałem zaprowadzony ścieżką na zewnątrz szpitala do izolatki na badanie z udziałem lekarza. Lekarz pojawił się w ciągu 20 minut i przeprowadził ze mną szczegółowy wywiad dotyczący potencjalnego kontaktu z osobą zakażoną, przebytych chorób, chorób przewlekłych i bieżącego samopoczucia. Następnie zmierzył temperaturę i saturacje krwi oraz osłuchał serce i płuca sprawdził gardło, pobrał wymaz z nosa do badań na COVID-19 oraz skierował na prześwietlenie rentgenowskie. W międzyczasie pielęgniarka pobrała mi krew do badań. Wszystko razem zajęło nam do godziny 1. w nocy. zarówno lekarz jak i pielęgniarka byli w strojach zabezpieczających (lekarz nie miał skafandra tylko jednorazowy fartuch, maskę i przyłbicę z plexi).
Od godziny 1.00 do godziny 4.30 czekałem na wyniki badań podstawowych mając do dyspozycji izolatkę z łóżkiem, na którym mogłem się zdrzemnąć. Dostałem również propozycję posiłku oraz kilka razy donoszono mi wodę mineralną. Słowem czułem się w pełni zaopiekowany.
O godzinie 4:30 dostałem informację z wyników prześwietlenia oraz badania krwi - wyniki były w normie (kreatynina, aspat, alat, prześwietlenie płuc, osłuchowo ok, praca serca w normie).
Na wyniki COVID-19 miałem czekać około dwa-trzy dni. Lekarz poinformował mnie o bezwzględnej kwarantannie do otrzymania wyników. Po Czarnkowa wróciłem własnym transportem
W środę z samego rana Sanepid Czarnków skontaktował się ze mną informując, że podlegam kwarantannie na mocy decyzji urzędowej. Ponieważ mieszkam z żoną i dwójką dzieci zapytałem czy oni również mają urzędową kwarantannę, dostałem informację, że Sanepid zaleca im również pozostanie w domu, lecz nie ma to charakteru formalnego. Żona była zmuszona była wziąć urlop, ponieważ w tym czasie nie było jeszcze rozwiązania, które funkcjonuje teraz. Sanepid nie mógł jej dać zaświadczenia o kwarantannie, bo nie była na badaniach i nie miała symptomów, a lekarz rodzinny nie mógł dać jej L4, ponieważ nie była na nic chora. Więc pozostał urlop.
W środę i czwartek mieliśmy jeszcze kilka dodatkowych telefonów z sanepidu, dotyczących zbierania danych z kim się widziałem w ciągu ostatnich 14 dni, gdzie pracuje itd. oraz telefon z czarnkowskiego MOPS z pytaniem czy czegoś nie potrzebujemy (zakupy, posiłki itd) Pojawił się również codzienny kontakt z dzielnicowym sprawdzającym czy przebywam na kwarantannie.
W piątek, 20 marca, o godzinie 8.30 dostałem telefon ze Szpitala Zakaźnego z Poznania z informacją o pozytywnym wyników testów na COVID-19Lekarz prowadzący (ten sam który mnie badał z wtorku na środę) poinformował mnie o konieczności hospitalizacji ze względu na ryzyko chorób współtowarzyszących. W ciągu kilku godzin miał przyjechać po mnie transport medyczny. I faktycznie po paru godzinach pojawiła się karetka z dwójką ratowników w kombinezonach, maskach i goglach. Przed wyjściem z domu zostałem poproszony o założenie maski i rękawiczek (dostałem je od załogi karetki). I na sygnale zostałem przewieziony do szpitala na Szwajcarskiej 3. Po przyjechaniu do szpitala ratownicy zdezynfekowali karetkę od środka nie żałując środków dezynfekujących, a osoba ze szpitala zdezynfekowała karetkę z zewnątrz. Ja w tym czasie mogłem poruszać się tylko po ściśle wyznaczonej strefie.
Ratownicy wprowadzili mnie do mojej izolatki (wejścia do izolatek są z zewnątrz szpitala - jak do normalnego mieszkania), następnie przeszli do śluzy gdzie zdjęli stroje ochronne, zdezynfekowali się i przeszli do szpitala. W ogóle ruch w szpitalu jest tak zorganizowany, że osoby z zakażeniem nie opuszczają swojego pokoju, cały ruch wewnętrzny szpitala odbywa się przez śluzę.
Po przyjęciu do szpitala miałem ponownie pobraną krew do badań i około cztery razy dziennie mierzoną temperaturę i saturację krwi. Dodatkowo raz dziennie jest kontakt z lekarzem - osłuchanie płuc, rozmowa o objawach.
Od piątku, 20 marca, do objawów doszła utrata smaku i węchu - zupełna oraz delikatna trudność z oddychaniem (nie wymagała żadnego wspomagania). Od poniedziałku, 23 marca, ustąpiły objawy grypy. Od środy, 25 marca, ustąpił ból głowy i kaszel, zaczął powracać smak i węch. Codziennie jest trochę lepiej. Zniknęła duszność. Od piątku, 20 marca, do teraz nie pojawiła się już wysoka temperatura
W tym czasie moja rodzina była objęta kwarantanną. Sanepid codziennie dzwonił do żony z pytaniem o samopoczucie jej i dzieci. W poniedziałek, 23 marca, przyjechała do nich karetka z Wągrowca z technikami do pobrania wymazów. Na wyniki czekali dwa, trzy dni i wyszło, że żona i córka mają wynik ujemny, a syn dodatni. Ponieważ syn przechodzi bezobjawowo pozostawiono go w domu. Wynik negatywny można interpretować jako brak zarażenia lub już przebytą chorobę. Niestety, dopiero pojawiają się testy kasetkowe na współczynnik YYg - czyli obecność przeciwciał po przebytej chorobie, więc nie wiadomo jak jest naprawdę.
Co do mojego aktualnego stanu zdrowia. Objawy zniknęły prawie zupełnie. Smak i węch jeszcze powracają. Zniknęło również uczucie przewlekłego zmęczenia. W 14. dniu od ostrych objawów mam mieć ponownie robiony wymaz na obecność materiały genetycznego wirusa. Jeśli będzie negatywny wracam do domu.
System nie jest w żadnym razie doskonały, lecz jeśli zachowamy spokój i zdrowy rozsądek i umiarkowane oczekiwania w tej trudnej sytuacji to wszystko przebiega płynnie i bez zagrożenia dla osób trzecich. Nikt nie jest gotowy na olbrzymią skalę lub pojawienie się 100 osób na badania, bo źle się czują
Słyszę różne głosy z kraju jak wygląda współpraca między sanepidem a szpitalami zakaźnymi. Na własnej skórze doświadczyłem tylko dużego profesjonalizmu od Sanepidu w Czarnkowie oraz szpitala zakaźnego w Poznaniu. Było w tym trochę chaosu, lecz rozumiem ich sytuację - nie mają doświadczenia, więc co chwilę coś się przypomina lub dochodzi nowa sprawozdawczość. Jednak pomimo niedociągnięć i dziur w systemie wiedziałem co i kiedy mam robić, moja rodzina była i jest zaopiekowana przez MOPS i Sanepid - jeśli by takiej pomocy potrzebowali w Czarnkowie działa to prawie wzorowo. Nie musiałem nikogo przekonywać, aby mieć zrobione testy. Wystarczyło, że mówiłem prawdę. Szpital na Szwajcarskiej zrobił na mnie wrażenie od pierwszego kontaktu jako bardzo dobrze i profesjonalnie przygotowanego, choć pełnego ludzi bardzo przemęczonych pracą.
Wideo
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
Polecane oferty
Materiały promocyjne partnera